Agnieszka Szwarnóg na Olimpiadzie w Londynie

 Agnieszka Szwarnóg, mieszkanka Dobczyc, lekkoatletka specjalizująca się w chodzie sportowym, która od 2006 r. jest w kadrze narodwej,  została powołana w skład kadry olimpijskiej, reprezentującej Polskę na Olimpiadzie w Londynie 2012.

Rozmowa z Agnieszką:

Olimpiada w Londynie już w lipcu. Kwalifikacje do kadry olimpijskiej jeszcze trwają, ale Pani już jest w gronie olimpijczyków. Co o tym zadecydowało?
O końcowej liście, w chodzie sportowym dowiemy się 16. czerwca, po Mistrzostwach Polski w Bielsku-Białej. Wtedy Polski Komitet Olimpijski zatwierdzi już skład lekkoatletów. O tym, że ja znalazłam się w gronie olimpijczyków, zadecydował udany start w Zaniemyślu (koło Poznania). Podczas tych zawodów zajęłam 2. lokatę. Jako podopieczna trenera Wacława Mirka z wynikiem 1.30, 56, poprawiłam aż o 2. 54 min swój rekord życiowy. Wyprzedziła mnie jedynie Paulina Buziak (OTG Sokół Mielec), która ustanowiła rekord Polski na dystansie 20 km. Obie uzyskałyśmy czasy zdecydowanie lepsze od minimum na IO - 1. 31.30. Zawody te figurowały wśród 22. tegorocznych imprez, w których można było zdobywać minima IAAF na olimpiadę. Warunki były ciężkie. Padał deszcz i wiał mocny wiatr, była niska temperatura. Jednak warunki były dla każdego takie same. Sam dystans przeszłam w bardzo równym tempie, można by rzec „idealnie z zegarkiem w ręku”. Wszystko wyszło tak, jak planowaliśmy z trenerem. Założenia zostały zrealizowane w 100. procentach. Zdrowie teraz mi dopisuje, więc nie ma przeszkód w realizacji długotrwałego planu. Start w Zaniemyślu, gdzie uzyskałam kwalifikację olimpijską oraz kwalifikację do udziału w Pucharze Świata (który odbył się w maju w Rosji) był pierwszym startem po przerwie. Były to zawody, gdzie startowałam nawet z pewną asekuracją. Poprawność techniki chodu, warto dodać, oceniali sędziowie z Polski oraz dwie sędziny z zagranicy.
Od jak dawna trenowała Pani z perspektywą wyjazdu na olimpiadę? Czy po kolejnych, i kolejnych sukcesach była Pani przekonana, że to marzenie jest coraz bliższe spełnienia?
Każdy trenujący zawodnik, chcący osiągnąć wysoki poziom sportowy, marzy choćby o udziale w igrzyskach olimpijskich. Osoba nie mająca planów tego typu, nie będzie poprawiała swojego pułapu sportowego. Pragnienia udziału w igrzyskach były zawsze. Odkąd zaczęłam przygodę ze sportem, wyobrażałam sobie siebie na olimpiadzie. Poprzedni sezon należał do udanych. VIII finałowe miejsce na Letniej Uniwersjadzie w Chinach, dały przedsmak i sposób patrzenia na tego typu zawody. W sporcie bywa różnie. Niczego nie można być pewnym, bo to może zgubić. Ale z kolei jeśli człowiek nie jest o czymś przekonany, to nie ma chęci do działania.
Jak będą wyglądać Pani przygotowania do igrzysk? Jak wyglądają one teraz? Czy oprócz treningów indywidualnych odbywają się jakieś zgrupowania?
Olimpiada to czteroletni okres między następnymi igrzyskami olimpijskimi. Był to okres kiedy nasza kadra wyjeżdżała na szkolenia krajowe i klimatyczne. Ja niestety nie przebywałam na obozach klimatycznych. Byłam po prostu za słaba, aby PZLA finansował mi tego typu wyjazdy. Często jednak przebywałam w Centralnym Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale. Bardzo lubię to ciche miejsce. Jest tam wszystko, czego zawodnik może potrzebować. Stadion tartanowy, ścieżki w lasach, odnowa biologiczna, lekarz, no i wyśmienite jedzenie.
Chód sportowy to indywidualna dyscyplina i pomimo naszej licznej kadry chodu, która liczy prawie 20. zawodników, zawsze mój trening przeprowadzaliśmy z trenerem osobno. Chodzi tu o przesuwanie własnych granic wytrzymałości, a rywalizację pozostawiamy na zawody. Rok olimpijski różni się diametralnie od pozostałych. Oczywiście więcej mnie nie ma, niż jestem w Dobczycach. A kiedy już wracam z obozu to przebywam w Krakowie, bo ciągłe przejazdy zakłóciłyby cały cykl treningowy. Teraz nawet zastanawiam się, czy na mojej trzykilometrowej trasie dookoła Zielonej Strefy Przemysłowej Dobczyc widnieją jeszcze znaki odmierzonych kilometrów na asfalcie.
Wyjazd na olimpiadę to, oprócz prestiżu, także koszty. Jak rozwiązywane jest to w przypadku członków kadry narodowej? Kto finansuje Pani wyjazdy, Pani udział w zgrupowaniach?
Zawsze, kiedy ktoś pyta mnie o sprawy sponsorskie odpowiadam: moim sponsorem w głównej mierze są rodzice. Później mój macierzysty klub AZS-AWF Kraków no i trener, który wiele razy dokładał z własnej kieszeni do moich poczynań sportowych. Koszty są ogromne. Np. para obuwia specjalistycznego mieści się w granicy 350-400zł. Trzeba podkreślić, że w okresie przygotowań na miesiąc potrzebne są co najmniej dwie pary. Po Mistrzostwach Polski w 2006 roku byłam „wniebowzięta”, kiedy dostałam powołanie do kadry. Cieszyłam się, że sprawa szkolenia będzie po części finansowana przez nasz związek. Tak też się stało. Jednak kiedy chce się wejść na wyższy poziom, często nie wystarczało środków na wyjazdy. Pamiętam zimę, kiedy było bardzo dużo śniegu. Warunki takie uniemożliwiały realizowanie planu treningowego. Wtedy starsza siostra podsunęła mi pomysł z bieżnią mechaniczną, którą kupiłyśmy razem na raty. Nie mogłam prosić rodziców o tak dużą kwotę pieniędzy. Opłacało się. Żmudny trening w takich warunkach przyniósł oczekiwany efekt. Teraz kiedy uzyskałam kwalifikację olimpijską myślałam, że o sponsoring będzie znacznie łatwiej. Niestety tak nie jest. Nadal poszukuję wsparcia finansowego.
Najważniejsze – czego można Pani życzyć przed wyjazdem do Londynu?
Okres dwóch miesięcy do Igrzysk to bardzo ważny czas w przygotowaniach. Zawsze się prosi i życzy zdrowia innym. Jeśli zdrowie fizyczne dopisuje to i samopoczucie podąża za nim. Nie od wczoraj wiemy, że „Mens sana in corpore sano”.
Rozmawiała: Anka Stożek

Dotychczasowe osiągnięcia Agnieszki:

Galeria: 

Dotychczasowe osiągnięcia Agnieszki